Spływ rowerowy 2011

W tym roku podczas majówki postanowiliśmy reaktywować ideę spływów rowerowych, tzn. dołączyć się na rowerach do ekipy kajakowej, która zamierzała tym razem przepłynąć odcinki rzek: Białej, Czernicy i Gwdy. Wycieczka zajęła nam 4 dni w czasie których przejechaliśmy około 260km. Ekipa rowerowa początkowo była dwuosobowa: Ola Borkowska i Adam Piotrowski, a drugiego dnia wieczorem dołączył do nas Michał Rynkiewicz znany jako Toff.

30 kwietnia 2011 – 61km – Chojnice – Międzybórz
Do Chojnic dojeżdżamy pociągami osobowymi, ciężka była pobudka o 6.30 rano, ale przynajmniej około 10 jesteśmy na miejscu. Szybkie śniadanie pod fontanną na rynku i wyjeżdżamy z miasta elegancką ścieżką rowerową w stronę Jeziora Charzykowskiego. Szybko weryfikujemy zastaną pogodę i zmieniamy spodenki na krótkie. Skręcamy w boczne asfaltowe drogi omijane przez samochody. Piękna wiosenna zieleń, zimne napoje pod wiejskim sklepem, popas w środku pięknego lasu, żyć nie umierać. Piaszczyste drogi Równiny Charzykowskiej jednak dają nam się we znaki i dalej staramy się wybierać drogi asfaltowe, chociaż nie wszędzie jest to możliwe. Przejeżdżamy przez miejscowości takie jak Przechlewo, Rzeczenica by dotrzeć ostatecznie do Międzyborza. Kontaktujemy się z ekipą spływową, która dzielnie pokonuje kajakami rzekę Białą. Umawiamy się na miejsce noclegowe i przedzieramy się przez las z małymi przygodami. Po drodze przemierzamy wycinkę drzew oraz przeprawiamy się przez rzekę po przewalonej kłodzie. O zmroku docieramy do miejsca biwaku. Rozbijamy namiot w lesie i konsumujemy kuskus z sosem, mniam.

1 maja 2011 – 63km – Międzybórz – Szczecinek – okolice Czarnego
Tego dnia postanawiamy odwiedzić Szczecinek. Na początek wydostajemy się z lasu, po drodze na jednym z mostów spotykając naszych kajakarzy. Przedzieramy się przez piaszczyste drogi do miejscowości Koleśnik, gdzie napotykamy na klimatyczne zarośnięte ruiny Kościółka. Dalej jedziemy już boczną asfaltową drogą, gdzie nie mija nas żaden samochód. Wiatr robi się silniejszy gdy wkraczamy na niezalesione tereny. Do stolicy Pojezierza Szczecineckiego docieramy ścieżką rowerową, co nas mile zaskoczyło. W centrum miasta również wyznaczone drogi rowerowe, super. Robimy dłuższy postój na konsumpcję i dogrzanie się w Pierogarni. Przejeżdżamy przez park koło Zamku Książąt Pomorskich i udajemy się na promenadę nad Jeziorem Trzesiecko. Droga powrotna biegnie odludną dziurawą asfaltówką przez Żółtnicę i Drawień a następnie brukowano szutrową drogą do Czarnego, gdzie mimo święta znajdujemy ostatni na naszej trasie otwarty sklep, pod którym spotykamy się z Toffem. Przez las udajemy się do spływowiczów, gdzie czeka już na nas rozpalone ognisko.

2 maja 2011 – 84km – Czarne – Borne Sulinowo – Węgorzewo Szczecineckie
Ruszamy z powrotem na Czarne, gdzie koło dworca kolejowego mijamy pamiętne miejsce z wycieczki 555km w 55h w czerwcu 2004r. Jedziemy przez las wzdłuż rzeki Czernicy, którą płynąć niedługo będą kajakarze. Przecinamy ją spróchniałym, ledwo trzymającym się kupy mostkiem. Jak się okazało, parę godzin później nieopodal niego 2 załogi zaliczyły grzyba. Bocznymi drogami docieramy do Lotynia, gdzie pod zabytkowym Kościółkiem urządzamy sobie drugie śniadanie. Dalej przez Wilcze Laski kierujemy się przez dawne poligony w stronę Bornego Sulinowa. Teraz historyjka, która mogła by spokojnie być tematem jakiegoś kabaretu: jedziemy przez wiochy najpierw brukowaną ulicą, później wąską szosą, podjeżdża do nas taksówka z dwojgiem pasażerów z walizkami, a kierowca pyta:
-którędy na lotnisko?
-jakie lotnisko?
-no w Wilczych Laskach
Wilcze Laski to dziura zabita dechami, parę gospodarstw na krzyż, nieopodal owszem znajduje się lotnisko, ale to tylko stary nieczynny wojskowy pas startowy. Popatrzeliśmy się na siebie i ruszyliśmy dalej wgłąb poligonów. W Bornym Sulinowie najpierw odwiedziliśmy radziecki cmentarz, gdzie główną atrakcją jest pomnik w kształcie pepeszy. W samym Bornym trochę się zmieniło, są nowe ścieżki rowerowe i wyasfaltowana nawierzchnia w miejscu betonowych płyt. Konsumujemy pizzę i strzelamy pamiątkowe fotki. Boczą asfaltową drogą opuszczamy Borne, przez kilkanaście kilometrów mija nas tylko 1 samochód. Na asfalcie da się dostrzec ślady gąsienic, w krzakach niszczeją dziwne bunkropodobne budowle. Cały teren to wielkie wysuszone wrzosowiska zalesione młodymi drzewkami po opuszczeniu tych terenów przez rosyjskie wojska w 1992r. Po kilkunastu kilometrach sielskiego asfaltu droga kończy się i dalej pozostaje nam już tylko jazda beznadziejnym piaszczystym czymś. Tempem pieszego pokonujemy kilka kilometrów. Wykończeni jazdą leśną drogą „w remoncie” docieramy do asfaltu w miejscowości Borki. Lecimy na Lotyń, gdzie o 19:59 wpadamy do sklepu czynnego do 20 celem zakupienia substancji płynnych i chleba. Do obozowiska za miejscowością Węgorzewo Szczecineckie docieramy już po zmroku. Gdy kładę się spać termometr wskazuje -2.

3 maja 2011 – 51km – Węgorzewo Szczecineckie – Człuchów
Poranek jest dosyć chłodny, w garnku zamarzła woda. Powoli pakujemy namioty i po obfitym śniadaniu ruszamy w drogę powrotną. Po drodze robimy dłuższy popas w Debrznie, pod fontanną z gołą babą. Gdy orientujemy się, że do ostatniego pociągu z Człuchowa zostało nam niewiele czasu, podkręcamy nasze leniwe tempo i stawiamy się na stacji parę minut przed odjazdem ostatniego pociągu. W nim spotykamy naszą spływową ekipę, wspólnie wracamy do Trójmiasta z przesiadkami w Chojnicach i Tczewie.